środa, 27 lutego 2013

Uśmiech losu

Osiem lat...
Więcej czekać nie musiałam.

Chociaż mam już te swoje szesnaście lat, wciąż uparcie wierzę w takie istoty jak Święty Mikołaj, Wielkanocny Zając czy właśnie Jack Frost. To dzięki niemu moja wiara nadal istnieje. Zmęczona szkołą, wracałam powolnie do domu. Uciekł mi autobus, a przede mną pięła się długa droga powrotna. Postanowiłam sobie trochę umilić czas i przejść się po lesie. Delikatnie zdziwił mnie fakt, iż z kroku na krok było mi coraz to zimniej. Zbliżałam się do małego jeziora ukrytego między drzewami. Badawczo spojrzałam na korę drzew. Większość z nich miała malowidła ze szronu. Nagle do mych uszu dotarł chłopięcy śmiech. Zmrużyłam oczy. Mało kto zapuszczał się w te rejony. Ja odwiedzałam ten las ze względu na właśnie tę ciszę i spokój, które kryły się przed miastowym zgiełkiem. Stanęłam na chwilę w miejscu.
- Hmm... mróz, szron i ten jakby znajomy śmiech, który toczy się echem... - zamyśliłam się. Wtedy moje źrenice gwałtownie się rozszerzyły. Znałam prawdopodobną odpowiedź na to pytanie, jednak trudno mi się było z nią zgodzić. - Jack Frost - głos mi drżał, byłam bliska płaczu - ze szczęścia. Szok nie pozwalał mi się ruszyć. Przecież to nadal nie było w stu procentach pewne. Wyrwałam się z zadumy i biegiem ruszyła w dalszą drogę. Zatrzymałam się dopiero nad zamarzniętą taflą jeziora. Czułam jak uszczypliwy mróz atakuje mój nos i policzki. Zza drzewa, nieśmiało przyglądałam się poczynaniom pewnego chłopca. Białowłosy unosił się lekko nad lodem i kijem oszraniał jego powierzchnię. Już znaczna jego część była pokryta mroźnymi malowidłami. Odetchnęłam głośno. Chyba zaczęłam się tym lekko stresować. Byłam osobą z lekka nieśmiałą, jednak po zrobieniu już pierwszego kroku dalej nie miałam już oporów... Ten głos, ten ubiór... Wspomnieniami powracałam do zamglonego obrazu Dziadka Mroza, którego spotkałam w dzieciństwie. Postanowiłam w końcu wyjść z kryjówki.
- Jack Frost - wyparowałam nagle. Ton głosu miałam spokojny i lekko zadowolony, chodź wciąż drżący z zimna oraz emocji.  Nastolatek zmrużył oczy i podszedł do mnie po lodzie, który powstawał na tafli jeziora z każdy postawionym przez niego krokiem.
- Ty mnie widzisz? - zapytał niepewnie, jakby miał się tymi słowami udławić; tak trudne do wypowiedzenia...
- Pytasz mnie o to już drugi raz. Odpowiedź wciąż taka sama: tak, jak najbardziej. Przechodziłam niedaleko. Twój śmiech mnie tu doprowadził - odpowiedziałam, szeroko się uśmiechając.
- Ha... Hahah! Ty we mnie wierzysz! - Jego radość niesamowicie ocieplała moje serce. Chłopak zrobił salto w powietrzu i znów stanął przede mną. - Zaraz, to niemożliwe... Ile ty masz lat?
- Szesnaście. I to możliwe. Spotkałam cię już gdy miałam dwa razy mniej lat. Poprosiłeś bym o tobie nie zapomniałam... No i proszę - uśmiechnęłam się ciepło. Jack jednak się nie uśmiechnął. Zauważyłam, że nad czymś się zamyślił. - Coś nie tak?...
- W pewnym sensie. Jakiś czas temu walczyliśmy z Mrokiem... Przez niego wszystkie dzieci przestały w nas wierzyć. Został tylko jeden chłopczyk - Jamie. Nasze ostatnie światełko... Co się więc stało z twoim światłem? Skoro mówisz, że twoja wiara umocniła się odkąd pierwszy raz mnie spotkałaś...
- Nie wiem, skąd mam wiedzieć? Może jestem za stara bym była, jak to określiłeś, światełkiem - zaśmiałam się. Nastolatek odwzajemnił uśmiech.
- Może i masz rację... - zamyślił się na moment. - Czy ty właśnie nie jesteś za stara, by wierzyć w istoty magiczne takie jak ja? - uśmiechnął się zadziornie.
- Prawdopodobnie jestem, ale jak można stracić wiarę w kogoś, kogo się widziało na własne oczy?
- Masz rację... Swoją drogą, ty mnie znasz, ale ja Twojego imienia nie pamiętam... Zechcesz mi je wyjawić?
- Wiktoria... Wystarczy Wiktoria - czy to ważne, jak miałam na nazwisko? Raczej nie w tym momencie... Zauważyłam, że oczy nastolatka delikatnie błysnęły.
- Coś sobie przypominam, ale... nadal nic konkretnego. Mimo wszystko, dziękuję, że nie przestałaś we mnie wierzyć, naprawdę. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy - Jack zachwiał się minimalnie, jakby coś chciał zrobić, lecz tajemnicza siła go przed tym zatrzymywała. - Nie jest Ci zimno? - zapytał nagle, najwyraźniej chcą zmienić temat. Spojrzałam w dół na swój ubiór. No cóż, na nogach cienkie rajtuzy, jeansy do kolan i skórzane kozaki, wyżej płaszcz - bardziej jesienny, niż zimowy - który miałam rozpięty. Najlepiej okryte były moje dłonie, które prócz założonych nań rękawiczek, chowałam w kieszeniach.
- N-nie... może tylko trochę w ręce - co było wynikiem słabego krążenia - mój największy ból w zimę.
- Zdaje się, że nie polepszam ich stanu - zauważył. Odpowiedziałam jedynie krótkim uśmiechem, wpatrując się w niego uważnie. Przez te wszystkie lata rysowałam Jacka, co pomogło mi go w pewnym stopniu zapamiętać. Teraz jednak widzę go przed sobą, zdolna w pełni zapamiętać każdy szczegół. To już nie było marzenie, a wspaniała rzeczywistość. Mimo szczęścia, kryłam w sobie ból - przecież ja kiedyś dorosnę i zapomnę, zestarzeję się... a on wciąż będzie tym samym nastolatkiem. Chłopak zauważył moją strapioną minę, gdyż zaraz zapytał:
- Czy coś się stało? - Zmieszałam się trochę.
- N-nic takiego... Po prostu... możesz obserwować jak każde dziecko dorasta i z czasem przestaje w Was wierzyć, a i wy o nim zapominacie... Nie chcę tego - odpowiedziałam, spuszczając wzrok. - Zresztą, tak jest z każdym. Jestem przecież kolejnym, jak to ująłeś, światełkiem, które po prostu kiedyś zgaśnie - dodałam po chwili. Poczułam, że Jack kładzie mi dłoń na ramieniu. Spojrzałam się na jego uśmiechniętą twarz.
- Zima dopiero się zaczęła, mamy dużo czasu by się lepiej poznać - rzucił.
- Może i tak, ale... tym razem to ja muszę cię pożegnać. Przede mną jeszcze droga do dom-aaah! - Poczułam jak moje stropy odrywają się od ziemi. To Jack uniósł mnie do góry. Byłam dziewczyną raczej drobnej budowy, ale jednak miło zaskoczył mnie fakt, że chłopak uniósł mnie bez większego wysiłku. Zaraz zarzucił mnie sobie na plecy. Byłam lekko wystraszona wizją spadnięcia, więc odruchowa przytuliłam się do niego. Ten jedynie krótko się zaśmiał. W sumie, nie było tak źle. Lot był przyjemny a dodatkowo mogłam się przytulać bez jakichkolwiek komentarzy. Przez całą drogę mówiłam Frostowi gdzie ma lecieć, bez przerwy się w niego wtulając. W końcu wylądował przed moim domem. Zsunęłam mu się z pleców. - Uhm... dzięki - powiedziałam z lekka nieśmiałym tonem. - Kiedy znów się zobaczymy?
- Możemy nawet i jutro, jeśli tylko zechcesz - znów obdarował mnie tym swoim zadziornym, acz uroczym uśmiechem.
- Oczywiście, że chcę... To do zobaczenia - odwzajemniłam uśmiech, po czym zniknęłam za drzwiami domu. Odetchnęłam chwilkę z wrażenia i zaraz po tym pobiegłam schodami na górę, do mojego pokoju. Szybko wyciągnęłam pamiętnik z kryjówki i podeszłam do korkowej tablicy, do której przypięty był rysunek sprzed ośmiu lat. Nie był piękny, wręcz przeciwnie, ale krył w sobie najważniejsze dla mnie wspomnienie. Zdecydowanie muszę odświeżyć to "dzieło". Spojrzałam na pustą kartkę pamiętnika, która zaraz miała zostać zapełniona opisem dzisiejszego dnia. Nie mogę zapomnieć, nie chcę. Chcę wierzyć.

11 komentarzy:

  1. Super! :*
    Kiedy napiszes nexta? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następna część powinna się pojawić już w niedzelę, a później będę dodawała co 7 do 10 dni od poprzedniego rozdziału. Nie chcę zbyt szybko stracić weny bądź zakończyć opowiadania. :)

      Usuń
  2. Ha! Jest next! Ale czemu taki krótki? Mam niedosyt, zwłaszcza, że świetnie piszesz. Cudownie, że znów go spotkała! Jest Jack jest zabawa! Ja, osobiście jakby mnie ktoś sobie zarzucił na plecy i zaczął latać to bym się darła ale w opowiadaniach wszystko jest możliwe ;) Zwłaszcza jeśli są tam strażnicy! Mam nadzieję, że następny rozdział będzie bardziej pełny... Wszystkiego. Wszystkiego, co najlepsze!
    Pozdrawiam -Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czuję niedosyt względem tego co piszę. Niestety, jeszcze również i następny rozdział będzie krótki drętwy. To wina braku wielu możliwości; mam tylko dwie postacie, więc niewiele da się zdziałać. Jednak obiecuję, że po rozwinięciu akcji, będę pisała dłuższe rozdziały. :)

      Usuń
  3. Szkoda, ze tak krótko... Pierwsze spotkanie przebiegało tak, jakby znali się już od dawna. Sama zaznaczyłaś, że główna bohaterka nadal wierzy w Św. Mikołaja i tego typu istoty, ale nie wydaje się nieśmiała. Na prawdę, wiem, że się powtórzę, ale oboje rozmawiają ze sobą tak swobodnie, jakby znali się od lat...
    Jack pozostał tym samym beztroskim chłopcem, jakiego znaliśmy. I dobrze, bo bardzo lubię tą postać :)
    Na koniec mała uwaga. W pewnym momencie wkradło Ci się kilka powtórzeń. Postaraj się nad tym popracować. Wiem, że to niby mała rzecz, ale uwierz mi, drażni przy czytaniu.
    Pozdrawiam i życzę duużo weny :)
    pakuti

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już kiedyś zaznaczałam - gdy tylko zbiorę się w sobie, zacznę poprawiać poprzednie rozdziały. Nie chcę ich zostawiać w takim beznadziejnym stanie, jak są teraz. D:
      Dziękuję i również pozdrawiam~
      ~ Raylighane

      Usuń
  4. Od razu po 8 latach. Ok fajnie

    OdpowiedzUsuń
  5. Duży przeskok w fabule... ale okey, to nic aż takiego chyba ważnego :D
    Mimo wszystko genialne <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Walic szkole, czytam dalej.
    Jejku, jejku, jejku.
    Kocham <3 Swietny rozdzial, zapewne jak i cale opowiadanie ;D ide czytac dalej, raz na jakis czas moge zarwac nocke ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Przydałyby się linki do następnego/poprzedniego rozdziału. Zwłaszcza jak ma się trochę słabszy internet, to wchodzenie w spis treści za każdym razem jest trochę męczące,a czytanie nie trwa jakoś strasznie długo, żeby dało się to przełknąć :)

    OdpowiedzUsuń