niedziela, 28 kwietnia 2013

Trening

Witajcie ponownie! Ten rozdział - o dziwo - przysporzył mi parę problemów. Już pomijam fakt, że przez dwa tygodnie nie byłam w stanie go napisać to dodatkowo, gdy już się za niego zabrałam... padł mi internet. Chciałam go jak najszybciej wstawić, więc wybaczcie za wszelakie błędy, które mogą się tutaj znaleźć. Tak sobie myślę, że jeszcze ten rozdział i w końcu zacznie się moja ulubiona część. Ale już dobrze, bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania.



Już następnego dnia, Zając zaprosił mnie do swojej Nory na mały trening. Wraz ze mną, przybył tu również Jack, który nie mógł przegapić czegoś takiego. Cóż, tym bardziej, że sam chciał mi trochę pomóc.
Gdy już dotarliśmy na miejsce, nie mogłam oderwać oczu od tych pięknych widoków. Wszędzie była zieleń, masa kolorowych kwiatów. Zewsząd otaczał mnie świeży zapach wiosny. Z zaciekawieniem przyglądałam się wielkim, kamiennym jajom - strażnikom tej cudownej krainy - oraz tym mniejszym, białym jajeczkom, które były później wykorzystywane na pisanki. Wręcz uroczo wyglądały z tymi nóżkami. Ostrożnie podeszłam do jednej z rzek, w której płynęła farba, kolorowa i mieniąca się.
Uważaj, żeby nie wpaść - rzucił Jack, który właśnie do mnie podszedł.
Nawet nie próbuj mnie tam wrzucić - zaśmiałam się, odchodząc od brzegu.
Coś ty, Zając by nas chyba pozabijał - żartował sobie.
Razem ruszyliśmy w miejsce, gdzie wcześniej zostawiliśmy Uszatego. Po drodze dalej napawałam wzrok tymi pięknymi kolorami, które mnie tu otaczały. Z każdym krokiem coraz bardziej zakochiwałam się w tym miejscu.
W końcu wróciliśmy na miejsce spotkania.
No, to zobaczymy dzisiaj na co cię stać - zaczął Zając.
Miał niezwykle miły głos, którego z chęcią się słuchało. A może to wpływ tegoż miejsca? Sama czułam się jakby inaczej. Tak młodziej i przyjemniej
To od czego zaczynamy? - zapytałam wesoło.
Szarakowi wyraźnie spodobało się moje nastawienie.
Opowiedz wpierw, co potrafisz - zaczął.
Zastanowiłam się chwilkę.
Potrafię wytwarzać kule światła, promieniujące ciepłem i którymi jestem w stanie kierować. Jestem zdolna do roztapiania śniegu, co raczej nie jest niczym nadzwyczajnym. Za moją sprawą wyrastają kwiaty. Niestety, nic więcej - odparłam. Widać po mnie było, że nie zrobiły na mnie wrażenia moje własne moce.
Można uznać, że niektóre twoje zdolności są zbliżone do tych, które posiada Jack. Nie, inaczej, są one dokładnym przeciwieństwem, jeśli rozumiesz co mam na myśli.
Przytaknęłam potwierdzająco głową. W tym momencie Jack ustawił się na przeciwko mnie.
- Patrz, co robię i postaraj się to powtórzyć. - Uśmiechnął się zachęcająco.
Chłopak obrócił się delikatnie w bok i wystrzelił ze swojego kija wiązkę lodu. Niebieskie iskry posypały się na wszystkie strony, aż w końcu zatrzymując się na jednym z kamiennych jaj, zamarzając. Zając obrzucił nastolatka lodowatym spojrzeniem, które równie dobrze mogłoby zamrozić każdego, kto je zobaczył, tak samo jak Jack dzięki swoim zdolnościom. Zachichotałam cicho i zwróciłam się w stronę tegoż samego jaja.
Dobrze, teraz muszę się skupić. Spowolniłam oddech, wzrok utkwiłam w celu, nakierowałam nań kij. Czułam, jak przez moją rękę przechodzi przyjemny dreszcz pomieszany z czymś w postaci strumienia, który przeszedł na moją "broń". Po chwili z jej czubka wydostały się promień światła, który niemal natychmiastowo rozpuścił lód. Zauważywszy, że już więcej robić nie muszę, zaprzestałam tegoż działania. Jajo przekręciło się parę razy, chcą otrzepać się z wody, która powoli po nim spływała.
Wow - szepnęłam. Sama byłam zdumiona tym, co właśnie zrobiłam. Przecież to było niesamowite!
No, no... nieźle - skomentował Zając. Uśmiechnęłam się na to szeroko. - Cóż, widać, że będzie ktoś do naprawiania twoich szkód, Jack - dodał po chwili.
Nastolatek zaśmiał się krótko.
Czyli jednak jesteś w stanie coś zrobić... Ba, twoja moc przeciwko cieniom - to będzie coś - skomentował Jack.
Na moich policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. To miło, że we mnie wierzył.
Dobra, nie czas na gadanie. Zawsze trzeba uważać, bo wróg może zaatakować znienacka!
Z tymi słowami, Uszaty wyjął swoja dwa bumerangi i nimi rzucił. Szybko odsunęłam się w bok i przykucnęłam, by uniknąć ciosu. Natychmiastowo obróciłam się na pięcie i podniosłam. Pierwszy bumerang strąciłam wiązką światła, a gdy podleciał następny, podskoczyłam.
I w tym momencie stało się coś fantastycznego.
Poczułam jak wiatr podrywa mnie do góry, a ja wymachując rękami, staram się zachować równowagę. Z moich ust wydobył się wpierw krótki pisk, który później ustąpił miejsca ciężkiemu oddechowi i cichemu chichotowi. Do moich uszu dotarł radosny śmiech Jacka.
- Gratuluję! - rzucił, podlatując do mnie.
Chciałam coś zrobić, ruszyć się w inne miejsce, ale nie umiałam panować nad wiatrem. Poskutkowało to twardym upadkiem na trawę. Obolała, odwróciłam się na plecy i wyciągnęłam rękę w stronę Zająca, który to zaproponował mi pomoc w wstaniu. Jęknęłam parę razy z bólu, ale zaraz uśmiechnęłam się szeroko.
Nareszcie nie będziesz musiał mi robić za transport - powiedziałam wesoło. Zastanowiłam się chwilkę. - Ale teraz już mi tak łatwo nie uciekniesz... "Panna Lato", powiadasz? - poderwałam się do lotu.
Choć wciąż niezgrabnie mi to wychodziło, byłam w stanie dogonić uciekającego chłopaka.
Wracaj tu! - krzyknęłam, gdy ten wleciał w korytarz wyprowadzający na powierzchnię Australii, zanosząc się, szaleńczym wręcz, śmiechem.
Znaleźliśmy się na środku pustyni. Rozejrzałam się w około, chcą odszukać wzrokiem nastolatka. Zauważyłam go dopiero po oberwaniu śnieżką w plecy.
Och, no już się tak nie denerwuj - zażartował, szczerząc do mnie te swoje białe ząbki.
Kiedyś oberwiesz, obiecuję ci to - odpowiedziałam z lekka złowrogim tonem.
Wylądowaliśmy.
Skoro ja mam władzę nad ciepłymi wiatrami, a ty zimnymi... Mam pewien pomysł, ale musimy uważać, bo inaczej to się źle skończy.
Jack przyglądał mi się z zaciekawieniem. Złapałam go za ręce i zaczęliśmy się kręcić w koło. Chyba zorientowałaś się o co mi chodzi, gdy pod nami zaczął powoli wirować piach. Zaczęliśmy się unosić wyżej, a wir piął się za nami. W pewnym momencie puściłam chłopaka i spojrzałam na nasze dzieło, które stopniowo zaczęła zanikać. Uśmiechnęłam się i dumny wzrok przeniosłam na nastolatka.
Woah, to jest świetne! Będziemy to mogli kiedyś wykorzystać. Razem możemy stworzyć tornado! - odpowiedział zdumiony.
W tym momencie dotarł do nas głos Zająca, który nagle się tu pojawił.
Wiktorio, Nord ma dla ciebie jakąś propozycję. Polecałbym polecieć na Biegun - zaproponował.
Przytaknęłam jedynie głową i wraz z Jackiem ruszyłam w drogę. Podróż ta nie należała do najłatwiejszych, ponieważ wciąż nie potrafiłam w pełni kierować wiatrem.
W końcu, po wielu trudach i przeciwnościach losu (czyli moim nagłym spadaniem), jednak dotarliśmy do siedziby. Mikołaj powitał nas z szeroko otwartymi ramionami.
Witajcie, kochani! - zabrzmiał jego mocny, donośny głos.
Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
Zając mówił, że masz dla mnie jakąś propozycję - zaczęłam.
Och, tak, ależ oczywiście! Pomimo iż nie jesteś nadal Strażniczką, dopóki nie wygłosisz przysięgi, chciałbym Ci zapewnić warunki, w których mogłabyś przyzwyczajać się do nowego życia. Jeśli tylko zechcesz, mam tutaj wolny pokój, w którym mogłabyś zamieszkać tak długo, jak tylko będziesz chciała. Jeśli nie jest jeszcze za późno, możesz przenieść tutaj swoje co potrzebniejsze rzeczy, pamiątki. Wszystko, o czym nie chciałabyś zapomnieć - opowiedział.
Westchnęłam cichutko, będąc wręcz zachwycona tą propozycją.
- Oczywiście, że skorzystam! Dziękuję i bardzo! - rzuciłam podniesionym głosem, przepełniona radością.
W podskokach dotarłam do mężczyzny i mocno się do niego przytuliłam. Ten poklepał mnie krzepiąco po plecach.
Hmm... A możesz jeszcze do tego mała przejażdżka...? - Nord spojrzał znacząco na naszą dwójkę.
Zaraz we troje zjeżdżaliśmy jakąś windą w dół całej budowli. Wzrokiem wciąż pochłaniałam wszystkie otaczające mnie tutaj widoki. W końcu mym oczom ukazały się piękne czerwone sanie, które były zaprzęgane przez najprawdziwsze renifery.
No, Jack, ty już wiesz jak je prowadzić. Ach, jeszcze to, trzymaj. - Rzucił mu dwie śnieżne kule.
Podekscytowana przenosiłam wzrok z jednego chłopaka na drugiego.
Polecę saniami Świętego Mikołaja?! - krzyknęłam. Z radości aż mi się ręce zaczęły trząść. - Zawsze o tym marzyłam! Nie wiem, jak mam ci dziękować!
Po raz kolejny przytuliłam Norda.
Był dla mnie kimś, kogo miałam wrażenie, że znam od zawsze, lecz zarazem nadal jest dla mnie dziwnie obcy. Mimo to, radość rozpierała moje serce, gdy widziałam jak bardzo się o mnie martwił i chciał się opiekować. Chyba nigdy nie byłam nikomu tak wdzięczna za to, co dla mnie robił. Tylko jeszcze nie byłam w stanie tego w pełni wyrazić. Nie wiedziałam jak mu dziękować.
Wyrywając się z rozmyśleń, wskoczyłam do sań, a za mną zrobił to Jack.
Trzymaj się mocno - powiedział opiekuńczym tonem.
Uśmiechnął się zadziornie i pociągnął za lejce. Renifery zaczęły galopować przez tunel, pozostawiając za nami Mikołaja i yetich. Zaraz opuściliśmy lodowy korytarz, a ja zaczęłam się śmiać. To było coś cudownego! W pewnym momencie nastolatek wyrzucił jedną kulę, a w powietrzu, tuż przed nami, otworzył się portal, w który po chwili wlecieliśmy.
Po drugiej stronie od razu poczułam się inaczej. Atmosfera zrobiła się dla mnie nad wyraz przygnębiająca. Możliwe, że to przez nagły przypływ wszystkich wspomnień, które mnie dręczyły. Zacisnęłam powieki, paznokcie nerwowo wbijałam w ręce. Wylądowaliśmy na leśnej polance, na którą często przychodziłam.
Chłopak spojrzał na mnie. Zmartwił go mój widok.
Nie dało się ukryć, że byłam roztrzęsiona. Dotychczas udawało mi się odgrodzić od wspomnień, lecz teraz zemściło się to na mnie i wszystkie emocje i uczucia wróciły z podwojoną siłą. Bałam się. Bałam stanąć twarzą w twarz z prawdą, z przeszłością. Nie chciałam znów doznać tego okropnego uczucia, gdy ktoś, kto w ciebie nie wierzył, przenikał przez ciebie jak przez ducha. Tym bardziej jeśli miało to nadejść ze strony kogoś z mojej rodziny.
Wiktorio... Nie denerwuj się tak. Chodź, musimy zabrać twoje rzeczy...
Ciepły głos Jacka pomógł mi się na moment otrząsnąć. Skinęłam potwierdzająco głową.
Pod mój były dom podlecieliśmy o własnych siłach. Zajrzałam do mojego pokoju przez okno. Część mebli stała jak wcześniej, jednak wszelakie moje ubrania i bibeloty zostały pochowane do pudeł.
Ciekawe, co o tym pomyśleli rodzice, skoro nie pamiętają o moim istnieniu? Pomyśleli, że mieszkała tu jakaś ich kuzynka? Czy że może były to stare rzeczy mamy?
Załzawionymi oczyma spojrzałam na niebo, na którym to było widać delikatny zarys Księżyca.
Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - jęknęłam niby do siebie, niby do niego.
Jack złapał mnie za rękę, co od razu sprowokowało mnie do spojrzenia w jego stronę. Nagle poczułam się lepiej, a na moją twarz wpłynął delikatny rumieniec.
Na pewno wie, nie martw się... - pokrzepiał mnie.
Wejście do środka nie ukazało się problemem, gdyż mama, jak zresztą zawsze, zostawiła otwarte okno w jednym z pokoi. Stamtąd już spokojnym krokiem dotarliśmy w wybrane miejsce.
Graciarnia... - westchnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu.
Stałam przez dłuższy czas w progu, próbując rozluźnić napięte mięśnie i się uspokoić. Przygryzłam dolną wargę i nie zelżyłam nacisku dopóki nie poczułam w ustach metalicznego posmaku krwi. Spojrzenie moich oczu wydawało się być puste i bez wyrazu, a jednocześnie wypełnione nieokreślonym bólem.
Wypuściłam głośno powietrze. Wpuściłam do pokoju Jacka i zamknęłam za nami drzwi. Podeszłam do tablicy korkowej, która wisiała tuż nad moim biurkiem. Przypięte do niej były moje ulubione rysunki, również te z dzieciństwa. Nastolatek wziął do ręki dwa rysunki. Oba przedstawiały tę samą scenę, jednak zachodziła na nich różnica umiejętności, która powstała na przestrzeni ośmiu lat.
Czy to... ja? - zapytał spokojnie.
Spojrzałam na moje dwa "dzieła". Mimowolnie na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech.
Tak. Pierwowzór powstałam pierwszego dnia gdy cię poznałam, a poprawiona wersja rok temu...
Pięknie rysujesz - skomplementował moją twórczość.
Ja tak nie uważam, niemniej... dzięki - odpowiedziałam.
Wzięłam jedno z pustych pudeł i wrzuciłam do nich różne błahostki typu przyborów artystycznych czy również ważniejszych rzeczy jak aparat czy telefon. Z ciekawości spojrzałam na zdjęcia, które na nich były zapisane. Na tych paru fotografiach można mnie jeszcze było zobaczyć w czyimś towarzystwie, ale na każdej pozostałej, które były po za moimi urządzeniami... nie było mnie. Zadrżałam na ten widok.
Zdałam sobie sprawę, że momentalnie wyparowałam z życia dziesiątek ludzi. Nie było już starszej córki dla moich rodziców, dziadkowie mieli jedną wnuczkę mniej. W życiu moich przyjaciół pojawiła się dziwna pustka, której nie potrafili opisać, a nosiła nazwę mojego imienia, które zniknęło z ich umysłów i wspomnień. To jedno miejsce w klasie nagle stało się puste, a nauczycielka plastyki straciła ulubioną uczennicę, zastępując ją nową. Wiktorii Warm już po prostu nie było.
- Jack, chodźmy już - rzuciłam krótko, bojąc się, że większa ilość słów sprawi, że już kompletnie się rozsypię. Już teraz mój głos zdołał to zdradzić, gdy zadrżał lekko w połowie zdania.
Chłopak nie odpowiedział, kiwnął jedynie głową. Pomógł mi zabrać pudła i szybko wróciliśmy do sań.
Tu chodzi o coś więcej, prawda? - zapytał nagle. Był wyraźnie zmartwiony.
Westchnęłam głęboko z trudem powstrzymując się od łez. Wolałabym żeby nie zadał tego pytania, gdyby po prostu siedział dalej cicho i pozwolił mi przeżywać wszystko w samotności.
Straciłam wszystko, co miałam - mój głos drżał, choć za wszelką cenę próbowałam udawać osobę niewzruszoną. - A to co zostało, boli niemiłosiernie... - przerwałam wypowiedz, wciągając gwałtownie powietrze. W myślach próbowałam się uspokoić. - Wróćmy lepiej na Biegun - skwitowałam.
Jack przez dalszą część drogi się nie odzywał, postanowił dać mi w końcu spokój. Nie skomentowałam tego, lecz byłam mu wdzięczna, że nie drążył już temu.
Raz po raz przegrzebywałam pudła, licząc, że znajdę tam coś nowego. Chciałam odwrócić swoją uwagę od otaczającego mnie świata. Niestety ich zawartość wciąż pozostawała taka sama, a nic co się na nią składało nie było w stanie mnie w pełni zainteresować.
Gdy już jednak dotarliśmy na miejsce poczułam swego rodzaju ulgę. Wciąż jednak cała delikatnie drżałam, lecz tylko pokręciłam na to głową z dezaprobatą.
Nie, muszę być twarda - powtarzałam sobie w myślach jak mantrę. - Skoro zostałam wybrana, nie mogę się teraz poddawać.
Wszystko zabrane? - zagadał nagle Nord, którego wcześniej tu nie zauważyłam.
To, co najważniejsze - odpowiedziałam szybko, próbując wrócić do rzeczywistości.
Zatem pozwól za mną - powiedział i skinął głową na znak, bym za nim podążała. 
Znów jechaliśmy we troje windą, tym razem na górę. Potem minęliśmy Sferę Snów, a podróż nadal się nie kończyła. Pokonaliśmy kolejne schody, kierując się na jeszcze wyższe piętro. Potem kilka kroków wzdłuż korytarza i znaleźliśmy się pod drewnianymi, zaokrąglonymi na górze drzwiami. Nord uśmiechnął się znacząco i wpuścił mnie do pomieszczenia.
Ściany pokoju były błękitne, miały niemal identyczny odcień jak ten, który miałam w swoim starym pokoju. Pod lewą ścianą stało duże, dwuosobowe łóżko. Miało ciężką ramę, wykonaną z ciemnego drewna, a dla kontrastu zostało zaścielone białą pościelą. Z prawej strony stało biurko zrobione z tego samego tworzywa co stelaż łóżka. Obok niego, przy ścianie, w której były drzwi, mieściła się stara szafa z biblioteczką. Na przeciwko od wejścia nie było ściany. Całą jej przestrzeń wypełnił szereg okien w drewnianych ramach, który niszczyły kwadratowy wygląd pokoju, robiąc go z jednego boku zaokrąglonym. Pod nimi znajdowało się delikatne podwyższenie, całe zapełnione różnymi poduszkami. Za oknami rozpościerał się piękny widok zimowej krainy.
Dziękuję - powiedziałam raz jeszcze, ledwo zdobywając się na te słowa. Widok pokoju dosłownie odebrał mi mowę.
Nord uśmiechnął się pod nosem i zostawił mnie samą, lekko uchylając za sobą drzwi. Jack ruszył razem z nim. Skorzystałam z okazji i zaczęłam rozpakowywać pudła, a potem układać wszystko na półkach jednego z regałów.
Z czynności wyrwał mnie przyciszony głos Zębuszki. Zdziwiła mnie trochę jej obecność, gdyż teraz powinna raczej był w swoim pałacu i kierować pracą Mleczuszek. Ciekawska wyszłam na korytarz, chcąc lepiej słyszeć ich rozmowę, lecz postanowiłam się jednak nie wtrącać do Strażników, z myślą, że oni dobrze wiedzą, co robią. Ostatnie słowa wypowiedzieli jednak zbyt głośno, co natychmiastowo zwróciło moją uwagę.
Sfera Snów... Coś jest nie tak! - dotarł do mnie głos Norda. Wyraźnie malował się w nim strach.
Mrok wrócił... - powiedziała przerażona Zębuszka.
Moje źrenice gwałtownie się poszerzyły. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, robiąc kilka kroków do tyłu.
Tylko nie on...


Zmodyfikowano dnia 21.01.2016 o godz. 19:00

11 komentarzy:

  1. Przepraszam że tak późno ale miałam małe problemy z dodawaniem komentarzy. Ogólnie rozdział super!!!!!!!! Podoba mi się pomysł łączenia mocy Jacka i Wiktorii. No cóż mogę życzyć ci DUUŻO DUUUŻO weny.
    paulinafiolet

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow i na to czekałam cierpliwie ;D Genialny rozdział choć, według mnie, jak zwykle za krótki.
    No ale cóż, poczekam na kolejny. Życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że krótki to wiem. I pod tym względem raczej nic się nie zmieni. ^^"
      Niemniej, dziękuję bardzo. :)

      Usuń
  3. Zaklęłabym bardzo brzydko, bo miałam być w poniedziałek, ale nie wypada.
    Przekleństwa przy najlepszym jak dotychczas rozdziale są bardzo nie na miejscu.
    Ten trening z zającem!!!o xD Boskie!!! Nareszcie może złapać tego sopla i go... roztopić czy coś za tą "Pannę Lato" xD
    Bestyjko ty zdolna!!!
    JA TEŻ CHCĘ SANIAMI MIKOŁAJA!!! BAAAARDZOOO!!! Zabrałabym mu wszystkie prezenty i znikła :3 Łehłehłehłehłe >:) Pod warunkiem, że to by była akurat gwiazdka naturalnie...
    Teraz powiem o takiej jednej rzeczy, która mi się nie podoba...! "Straciłam wszystko, co miałam... A to co zostało, boli niemiłosiernie... " Aktoreczka z Wiki wyrasta? Takie... za dramatyczne te słowa jak na mój gust. Kojarzą mi się z chwytaniem za serce i osuwaniem na podłogę tonąc we łzach i tyle. No i to "niemniej" gdzieś powyżej... Kto normalny się tak wysławia?! Nawet będąc Strażnikiem...
    Koniec tego co mi się nie podoba! Teraz nawet nie wyobrażaj sobie jak bardzo mi się podoba, że śpi w pokoju na biegunie!!! :D :D :D "jak bardzo mi się podoba"... No wiesz... Jak na takie poboczne działanie, oczywiście. No i na koniec:
    MRRRRRRRRRRRRRRRRROOOOOK!!! MŁAHAHAHAHAHAHAHAHAHHHA! WRÓCIŁ!!! ALE PODJARKA! GENIALNIE! GENIALNE ZAKOŃCZENIE W EPICKIM ROZDZIALE!!!
    A teraz (zauważ, że dbam o twoje ego) nagana. "Moje źrenice gwałtownie się poszerzyły" Niby poprawnie i w ogóle... Ale JAK? Skąd ona to wie? Patrzy akurat w lustro? Czuje jak się jej powiększają? ... ???!!!
    To na tyle, Jack jest boski, rozdział za krótki ale cie uwielbiam <3
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszym? To dlaczego mnie się tak mało podoba? ;-;
      Tak, choć Zając z początku pogardliwie patrzył na Wiktorię tak teraz chyba zmieni o niej zdanie. x3
      A kto by nie chciał przelecieć się saniami Mikołaja?! XD
      Tak, ten dramatyzm. Przesadny. Przepraszam za to bardzo, ale jestem w trakcie czytania Gry o Tron i mi się udziela klimat. :'D Po za tym, ja sama jestem taka aktoreczka i słownie wyolbrzymiam niektóre rzeczy...
      TAK! MUSIAŁAM ZAKOŃCZYĆ TĄ WIADOMOŚCIĄ! MUSIAŁAM! >D
      Moje ego jest bardzo zadbane, drogi Potworku. :3
      Ale... ćśś. To takie przeczucie. W końcu, jak to mawiają, strach ma wielkie oczy. :D
      Ty mnie uwielbiasz, a ja myślałam, że mnie zlinczujesz za ten rozdział. D: Wydaje mi się on taki... bez sensu. XD
      ~ Raylighane

      Usuń
  4. Trafiasz do mojej listy nominacji do Liebster Blog Awards! *Fanfary trurrurururu* Więcej na moim blogu
    http://cien-jezdzca-luku.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, nie bawię się w takie łańcuszki.

      Usuń
    2. W porządku, przepraszam. Zapamiętam na przyszłość :)
      Ps. Rozdział jest świetny, zwłaszcza ten moment kiedy wiatr porywa Wiktorię :D

      Usuń
    3. Nah, nic się nie stało.
      Dziękuję bardzo~

      Usuń
  5. W takim momencie?! Ai jak dobrze, że nie muszę czekać na nexta, bo umarłabym z ciekawości :D

    OdpowiedzUsuń