niedziela, 18 sierpnia 2013

Nadzieja

Witajcie! Miejmy nadzieję, że już nigdy nie będę musiała pisać całego rozdziału od początku. Tak jak teraz. Wcześniej... już trudno mi powiedzieć czy był dłuższy i ładniejszy, niemniej fabuła jest ta sama. Może drobne zmiany w dialogach i opisach, ale to raczej mały problem. Cieszę się, iż w końcu napisałam rozdział na długo przed czasem, a nie jak zazwyczaj - dwa dni przed. Mam nadzieję, że się Wam spodoba... i do zobaczenia za dwa tygodnie~



W Siedzibie była iście nerwowa atmosfera. Wszyscy krzątali się z kąta do kąta, załatwiając ostatnie ważne dla nich sprawy, nim w końcu polecimy na - mieliśmy taką nadzieję - ostatnią i rozstrzygającą wszystko walkę. Strata Wiktorii to nie był nasz jedyny problem - Koszmary szalały już na całej Ziemi, a światełka na globie coraz bardziej zanikały. Spieszyliśmy się, by zdążyć na czas. Podczas gdy North zajmował się szybkimi rozmowami z yeti - w końcu nadchodziła Gwiazdka, a takie wydarzenie na prawdę zadawał cios całej pracy - ja przygotowałem się do drogi wraz z Zającem. Postanowiliśmy odnaleźć kilkoro dzieci, które zechciałoby nam pomóc i by w nas uwierzyło, dając nam siłę do walki. Wiedziałem, że Ząbek wybiera się z Piaskiem do jej Pałacu, by zebrać Mleczuszki i... zrobić coś  jeszcze, czego Tooth nie chciała nam zdradzić. Cóż, była tak zabiegana, że nawet nie starczało jej czasu, by komukolwiek wyjawić, o co jej chodzi.
Dobrze, wszyscy gotowi? Po wykonaniu swoich powinności, wszyscy spotykamy się w ustalonym już wcześniej miejscu. Mrok sam nas znajdzie - rozbrzmiał potężny głos Northa, który dodatkowo przykuwał swą uwagę rosyjskim akcentem. Strażnicy po kolei skinęli mu potwierdzająco głowami. Nikt z nas nie miał siły i chęci, by odezwać się choć słowem. Mnie tym bardziej przytłaczała myśl, że Wiktoria stanie w tej walce po przeciwnej stronie. Spuściłem na moment głowę ze zrezygnowania, ale poczułem delikatnie szarpnięcie za kaptur, co sprowokowało mnie do spojrzenia za siebie - jak to tylko było możliwe. To Zając ponaglał mnie do ruszenia w drogę. Mimowolnie ruszyłem za nim w stronę wyjścia z Siedziby, oglądając się jeszcze za siebie, by przyjrzeć się, czy pozostali Strażnicy też już ruszają w drogę. North rozmawiał z jednym z yetich o nadchodzących wielkimi krokami świętach. To był dla niego nie lada problem - Pitch swoimi wybrykami porządnie przeszkadzał w przygotowaniach do Gwiazdki. Zębuszka wydawała Mleczuszkom ostatnie polecenia, przed odlotem do Pałacu. Tylko po co ona tam leciała? Nikomu nie chciała wytłumaczyć. Musiało to jednak być coś ważnego, skoro nie myślała w tej chwili o niczym innym. Spojrzałem z powrotem przed siebie. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, powitało nas zimne i orzeźwiające powietrze. Aster położył uszy po sobie, trąc przednimi łapami na rozgrzanie.
- Nienawidzę zimy... - mruknął. Przekręciłem jedynie oczami na te słowa. Cóż, jego mentalności nie zmienię. Usłyszałem zaraz, jak Uszaty puka dwa razy tylną kończyną w podłoże, które rozsunęło się, ukazując nam jeden z wielu zajęczych tuneli. Gdy Zając pokonywał odległość przy pomocy długich skoków, ja dorównywałem go lotem. W końcu wyszliśmy na powietrze. Znajdowaliśmy się w centrum jakiegoś miasta. Wszystkie sklepy przyozdobione już były świątecznymi ozdobami, a z ich witryn patrzyły na nas różnorakie bałwanki, renifery czy Mikołaje. Mnóstwo ludzi zmierzało w wybranych przez siebie kierunkach, drepcząc delikatnie przyprószonymi śniegiem chodnikami.
- Gdzie jesteśmy? - spytałem w końcu Astera. Ten zastrzygł jednym uchem.
- Gdzieś na terenie Kanady - odpowiedział po chwili namysłu i długimi susami ruszył w kierunku osiedl. Ja wzbiłem się w powietrze, skąd przyglądałem się, jak ten przenikach przez wszystkich po kolei. Po niedługim czasie dotarliśmy na obrzeża miasta, zniżyłem więc swój lot, by móc lepiej komunikować się z Zającem. - Niedługo będziemy mogli się zatrzymać - zakomunikował. Jednakże, jego postój nadszedł szybciej, niż mógłby się spodziewać. Z impetem wpadł w czarnowłosą dziewczynę, która niezgrabnie upadła na ziemię.
- No proszę... - rzuciłem, lądując obok zdezorientowanego Zająca. Ten, speszony, podał łapę nastolatce, do której chyba jeszcze nie dotarło, kto na nią wpadł. Złapała się go jednak i podniosła z chodnika.
- P-przepraszam - powiedział zaraz Uszaty.
- Masz za co... - fuknęła. Dopiero teraz mogłem dokładnie jej się przyjrzeć. Była niewiele niższa ode mnie, ubrana w czarny, długi płaszcz, czerwone rurki i również czarne, skórzane kozaczki. Kruczoczarne włosy do pasa, falowane na końcach, opadały jej swobodnie na plecy. Delikatną buzię zdobiły różowe policzki i intensywnie fioletowe oczy - z początku wyraźnie zdenerwowane, a teraz przechodzące w szok. - To futro jest prawdziwe... Ty... Ty jesteś Wielkanocnym Zającem! - krzyknęła drżącym głosem. Aster wyprostował się, nabierając pewności siebie i uśmiechnął się zawadiacko.
- We własnej osobie - odpowiedział wesoło. Dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho, by ten nie opadał jej ciągle na twarz. Chwilę jeszcze milczała, po czym wyciągnęła dłoń w stronę Uszatego.
- Gdzie moje maniery... J-jestem Gabriella - powiedziała szybko. - Gabriella de la Rossa - dodała po chwili.
- E. Aster Bunnymund, miło mi Cię poznać - potrząsnął delikatnie dłonią dziewczyny. Patrzyli na siebie w ciszy, w oczach nastolatki malował się zachwyt. Cóż, w końcu nie na co dzień spotyka się na swojej drodze najprawdziwszego Strażnika. Najchętniej nie przerywałbym tej jakże uroczej scenki, ale dosyć nam się spieszyło. Szarpnąłem więc Zająca za futro, ponaglając go do ruszenia w dalszą drogę.
- Hej, spieszy nam się, już zapomniałeś? - zapytałem. Ten potrząsnął delikatnie głową i odwrócił ją w moim kierunku.
- T-tak, masz rację... - rzucił, powolnie powracając do otaczającego go świata. Przekręciłem teatralnie oczyma. Gabriella spojrzała na niego zdezorientowana.
- Do kogo mówisz? Bo bynajmniej było to skierowane do mnie... - zauważyła.
- Mówiłem to do Jacka Frosta - odpowiedział szybko. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- To on też istnieje? - zapytała jakby z nadzieją w głosie.
- Jak najbardziej - odpowiedziałem, zdając sobie sprawę z tego, iż i tak mnie już najprawdopodobniej usłyszy. Czarnowłosa przeniosła wzrok na mnie, zapowietrzając się ze zdumienia. Zaśmiałem się krótko. - Witaj - rzuciłem wesołym tonem.
- T-tak, witaj... - szepnęła, próbując otrząsnąć się ze zdziwienia.
- Zechciej piękna pani wybaczyć, ale niezwykle nam się spieszy, o czym mój towarzysz najwyraźniej zapomniał. Miłego dnia życzę - powiedziałem szybko i ruszyłem w dalszą drogą. Zając spojrzał jeszcze raz na Gabriellę, skinął jej łebkiem na pożegnanie i ruszył za mną. Dosłownie chwilę po tym dostrzegliśmy grupkę dzieci, które zrobiły sobie bitwę na śnieżki. Szybko do nich podleciałem i przyłączyłem się do zabawy, która i tak nie potrwała długo, gdyż te zobaczyły Zająca. Dwóch chłopców opuściło szczęki ze zdziwienia i rzucili jego imię, zaś jedna dziewczynka pobiegła zaraz by się do niego przytulić. Jeszcze jeden chłopczyk stał i patrzył na pozostałych zdziwiony. Ostatnia dziewczynka patrzyła na... na mnie. Podszedłem więc do niej i ukucnąłem, by być na równi z nią.
- Ty mnie widzisz? - zapytałem zaskoczony.
- Jak najbardziej. Jesteś Jack Frost, prawda? - powiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Tak, to ja - odpowiedziałem, również się uśmiechając. Coraz więcej dzieci we mnie wierzy - to naprawdę cudowne uczucie. Moja radość została jednak zakłócona przez jednego z chłopców.
- Z kim wy rozmawiacie? - zapytał smutnym, lekko zdezorientowanym głosem.
- Z Wielkanocnym Zającem i Jackiem Frostem, to oczywiste - zaśmiała się dziewczynka.
- To oni istnieją? - zadał kolejne pytanie, niepewnym głosem.
- Oczywiście! - krzyknęli wesoło pozostali. To mu chyba wystarczyło, gdyż zaraz zaczął przenosić wzrok to na mnie, to na Zająca. Również i pozostałe dzieciaki się na mnie spojrzały.
- Ale... ale to niemożliwe! - krzyknął sfrustrowany. - Siostra zawsze mi wmawiała, że nikt taki nie istniejecie! - widać było, że te słowa doprowadzały go do płaczu. Podszedłem więc do niego, położyłem mu dłoń na ramieniu i znów z zadziornym uśmiechem powiedziałem:
- No to zaraz przejdziemy się również i do Twojej siostry.


- Gdzieś to tutaj musi być - rzuciłam do siebie, przeglądając półeczki ze szkatułkami. Raz po raz oglądałam się za siebie i patrzyłam na Piaska w nadziei, iż może on dojrzał to, czego szukałam. Niestety, za każdym razem formował nad swoją głową znak zapytania. Zresztą, jak miał mi pomóc? Nie miałam czasu na coś takiego jak wyjawianie reszcie celu mojego przybycia do Zębowego Pałacu. W końcu znalazłam pozłacaną szkatułkę, która delikatnie pobłyskiwała za każdym razem, gdy odbijały się od niej promienie słońca, na przedzie której namalowana była głowa Wiktorii. - Znalazłam! - krzyknęłam w euforii. Zęby... to ostatnie co nam pozostało. Jeśli wspomnienia - nasze największe skarby - jej nie pomogą to już raczej nic tego nie zrobi. Muszą one rozbudzić w niej dawne odczucia, przywrócić te najważniejsze rzeczy ze wcześniejszych lat, by przypomniała sobie, kim naprawdę jest. Odetchnęłam głęboko i zamknęłam oczy. - Oby zadziałało... Musi zadziałać - szepnęłam i położyłam delikatnie dłoń na wierzchu pudełeczka. Tyle musi wystarczyć...

16 komentarzy:

  1. Krótki, krótki, ale bardzo mi się spodobał! Wiem też, że napisanie rozdziału zabiera dużo czasu, więc na długość nie zwracam aż tak dużej uwagi. Liczy się jakość :)
    I huh, czemu mam wrażenie, że siostrą tego chłopczyka jest Carmen? ;D Pewnie się mylę, no ale aż zaczęłam się szczerzyć z radości, więc zdania nie zmienię póki nie dodasz następnego rozdziału lub nie wyprowadzisz mnie z błędu :)
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótki, bo drugi raz pisany. Miałam dość. XD
      I tak, masz rację, to brat Carmen. C: Jakoś tak wymyśliłam, żeby w taki a nie inny sposób wprowadzić ją do opowiadania... Mam nadzieję, iż pomysł niegłupi. :D
      Również pozdrawiam i dziękuję~ c:

      Usuń
    2. Pomysł jak najbardziej niegłupi i przypadł mi do gustu! :) No to teraz czekam na następny rozdział z jeszcze większym bananem na twarzy... XD

      Usuń
    3. No, to tylko dwa tygodnie. XD

      Usuń
  2. Nie zgadzam się z osobą wyżej. zUa, to jestem ja. A ty! Ty Raylighane!!! Jesteś niedobrą dziewczyną! Krórtko!
    Czemu, ah czemu mnie nie było mnie w Krakowie, rzeby ci pomachać?! To twoja wina!
    Cóż poradzę, że zamiast tego dryfuję po Antlantyku z bandą anonimowych alkocholików? Ale się zrymowało.
    Ten rozdział nie za bardzo mi się spodobał. Taki... w porządku. Rzadnych większych emocji. "O! Ty wierzysz! O patrz!"
    Za to ten ostatni akapit!!! Awwwww! Zębuszka szuka wspomnień Wiktorii! Uratuje ją. O nie! Moja słabość do negatywnych bohaterów (której owocem jest Rosalie) staje murem pomiędzy nią a strażnikami.
    Zło rządzi!!!
    Siostra uroczego chłopca! Ister Egi są świetne. Szkoda, że dałam ci na nie taką idiotyczną postać. Mogłam to lepiej przemyśleć.
    Ahhh, odpływam.
    Storna w łordzie to to nie jest, ale się ciesz :b
    Kraken

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeci raz nie powiem, dlaczego krótko. XD
      Ano szkoda. Może podrzucę gdzieś kiedyś moje zdjęcia z meet'a, najpewniej na dA. Teraz jestem fejmem. ;3;
      Ten rozdział był głównie by jakoś wprowadzić te EE, a całą akcję zabrałam stąd i wrzuciłam do ostatniego rozdziału. :1 Przynajmniej długi będzie, jak go w końcu skończę pisać. Bo mi się trochę tych rzeczy namnożyło. D:
      Poczekaj jeszcze troszkę, a Cię tak zmienię, że polubisz dobrych bohaterów. XD
      Da, cieszę. :'D
      ~ Raylighane

      Usuń
  3. Ah... 1 wrzesnia i moja postać wreszcir będzie. ^^
    Z telefonu pisac musze... Mortęga. D;
    Pisz, pisz, pisz... PROSZE. D;

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak już niegdyś wspominałam, nie bawię się w takie łańcuszki.
    ~Raylighane

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział jak zwykle zresztą. Trochę zaniedbałam twojego bloga ale nadrobiłam już zaległości. Czekam na nexta aby umilić sobie powrót do szkoły ;) .

    OdpowiedzUsuń
  6. Koniec taki tajemniczy i... czemu do jasnej w takim momencie? XD
    Czego ja się drę, idę czytać dalej xD

    OdpowiedzUsuń